Jaśminowiec to nie jaśmin, ale i tak przywodzi na myśl gorące noce i spacery bulwarami jaśminowych miast. Pamiętam zapachy, niektóre nawet bardzo mocno. Zamykam oczy i przypominają mi się miasta, które pachniały jaśminem.

Triest
Pamiętam zapach nagrzanego miasta, gdy nocą wychodziliśmy z pociągu relacji Wenecja – Triest. Długo szliśmy wzdłuż portu, który od drogi obsadzono szpalerami jaśminu. Pachniały tak mocno, że aż przyprawiały o zawrót głowy. Dochodziła północ. Byliśmy zdrożeni drogą i całodniowym pobytem w Wenecji, ale i tak zatrzymywaliśmy się i wąchaliśmy upojny jaśmin.

Marrakech
Woń słodkiego jaśminu unosiła się nad czerwonym miastem i mieszała się z zapachem kwiatów pomarańczy i przypraw. Niezwykła mieszanka, bardzo marokańska i zupełnie inna. Zapach zmagał się wraz z dogasającym słońcem.

Tunis i Sousse
Narodowy kwiat i chyba najważniejszy symbol Tunezji. Wiosną i latem na każdym kroku można spotkać sprzedawców jaśminu, którzy mają pełne kosze małych bukiecików. Delikatne płatki jaśminu skręca się i układa jeden przy drugim. Zgrabny bukiecik przymocowany jest do dłuższego patyczka. Pamiętam, że kosztował zaledwie pół dinara. Kupowaliśmy namiętnie i przynosiliśmy do hotelowego pokoju. Jeden nawet zasuszyłam i przywiozłam z sobą do domu. Niestety zapach nie utrzymał się… Został w kraju zachodzącego słońca.