Ostatni dzień listopada. Zleciało w okamgnieniu. Ale jak dobrze, że jedenasty miesiąc w kalendarzu udało mi się odmienić i ocieplić. I ten wyjazd do Budapesztu. Te wspomnienia, którymi się teraz ogrzewam. Te wszystkie zdjęcia… Wciąż je przeglądam, segreguje i wgrywam na stronę. I wracam, wracam, wracam… I pewnie na chwilę przestanę, z powodu braku czasu, ale to jeszcze nie koniec.