Tag: woodPage 4 of 17
Las szeroko ciemnieje, ale wierzchołki drzew jeszcze w jasności. Tym zdjęciem zakończę podlaskie wspomnienia. Do widzenia!
Stary dom i stare drzewo. Wszystko staje się spójne i zarazem wszystko na wyciągnięcie ręki. Wszystko w jednej tonacji, podobnym zapachu i nastroju. Tożsame.
Śmiałe ptaszki podlatywały do zielonego okna i prosiły o okruszki. Dobro ma to do siebie, że wraca.
Z zasady i nieprzerwanie podróżujemy z własnym chlebem.
Dzień bez najmniejszej skazy. Dzień doskonały. Tylko pragnienie, by to piękno trwało jak najdłużej.
Przy stoliczku stojącym na małym tarasie z widokiem, świętowaliśmy moje urodziny. Pogoda dopisała i wszystko było niesamowicie dobre i piękne. Wdzięczność za tę krótką chwilę, która w moim…
Powrót do pracowni i nieznaczne ogarnięcie kątów, kartonów i szpargałów.
Czułam i liczyłam na to, że w Bośni i Hercegowinie będą takie miejsca, które przypomną nam nasze wielokrotne wyprawy do Maroka. Jakby nie było jest to najbardziej egzotyczna część…
Jeszcze przed wyjazdem przycięłam rozmaryn i przygotowałam kilka zgrabnych bukiecików. Wszystkie zioła z ogrodu wystarczą mi na całą zimę.
Kolejny parking leśny. Tak ładny, że trzeba się zatrzymać. Ktoś nawet przyjechał rowerem na grzyby.
Nazwa nie była wyciągnięta z kapelusza. Naprawdę wilk pilnował leśnego parkingu.
Jeszcze jedno zdjęcie pamiątki, którą znaleźliśmy na targu w Fonyód nad Balatonem.
Bukiecik czuszki dla mojego Dušo.
Jesteśmy sumą wszystkiego, co kiedykolwiek przeżyliśmy, widzieliśmy, słyszeliśmy, poczuliśmy, zjedliśmy.
Kolejne fragmenty i kadry bezpośrednio odnoszące się do węgierskiego stylu.
Leciwe okna otwarte na oścież. Wysokie pokoje łakną ciepła i światła.
Na stole wino z Balatonboglár. Wróciliśmy po 6. latach. Długo nas tu nie było, aż sama się dziwię. Ale wino nic się nie zmieniło przez ten czas. Nic nie…
Stół żyje swoim życiem… Poniekąd to także najważniejszy mebel w „naszym” wakacyjnym domu.
Moja węgierska magdalenka. Mam już przepis, więc trzeba będzie poczynić to cudo.
Południe. Bliki słońca na stole. Jest tak ciepło, jakby jeszcze lato było. A winogrona mogę nawet zagryzać papryką (uśmiech).
W Kraju Zadunajskim bywamy często, ale na tyle rzadko, że wciąż nam mało. Chwilo trwaj!
Kiedyś biegałam zamiast chodzić. Dziś spaceruję. Krok za krokiem doświadczam piękna.
W otwartym na ogród salonie znajduje się stary i tradycyjny kominek, który pod wieczór „zasyczy sykiem smolnych szczap” – śpiewał Kabaret Starszych Panów.
Ciemne wręcz nawet granatowoczarne. Okrągłe, niezbyt słodkie, ale bogate w smaki. Cudowna odmiana winorośli uprawiana na Węgrzech. Taki jest kekfrankos, czyli niebieski francuz lub po prostu frankovka.
Tu trzy dni są jak tydzień z wąsem. Zatem czyj jest ten czas? I jeszcze – kto nam go kradnie?