Tag: rekoPage 2 of 5
Krok w krok. Ku innej rzeczywistości. Ku wolności od znanego.
Dokładny pomiar, tak aby wystarczyło na męskie giezło i suknię dla mnie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten kadr będzie początkiem czegoś nowego.
I jeszcze ta chwila. Tuż po wielkim i mocnym uścisku.
Drobne gesty, małe niespodzianki, radości. Małe rzeczy tworzą szczęście.
Pismo runiczne Słowian i “owocna” część roku, czyli lato.
Lepinje tak gorące, że nawet spód koszyka jest ciepły. RADość – ogromna.
Viktoria z wielkim oddaniem i zaangażowaniem rozwija belkę lnu. Jej ruchy płynnie wtapiają się w otoczenie, dając radość i wolność chwili.
Najpiękniejsze i najmocniejsze podziękowania podczas festiwalu od naszego prijatelja z Bałkanów.
Patrzę na tych dwoje przy pracy. Ramię w ramię. Len w len.
Załomotało jedno płótno w porannym wietrze. Kramy zamknięte. Wolin jeszcze śpi…
W środkowej części wioski, otoczonej palisadą przybywa namiotów zapracowanych rzemieślników, wojów i kupców. Wszystko w dużej bliskości, bo tu bliskość jest wyjątkowa i cenna.
W czasie Warsztatów Archeologii Eksperymentalnej odbyły się pokaz wytapiania dziegciu, który trwał wiele godzin. Bardzo to wszystko zjawiskowe i za każdym razem budzi mój nieopisany zachwyt.
Piekarze nie gęsi, swój piec mają i słowiańskie chlebki wypiekają.
Nie ma lepszej przyprawy niż ogień.
Dbałość o szczegóły: lniane giezełko, ręcznie szyte butki i wełniane skarpetki wykonane ściegiem igłowym – historyczną techniką naalbinding. Wszystko budzi mój zachwyt!
Każdy karmił drugiego, nie tylko siebie. I wszyscy się najedli…
Dwa dni temu zakończyliśmy warsztaty archeologii eksperymentalnej i Festiwal Słowian i Wikingów. Pora na pierwszy przegląd zdjęć.
Raz jeszcze, drugie ujęcie – na pamiątkę. I po miodobraniu.
Kosz chleba z dobrą wolą. Z miłością moją.
A po sąsiedzku obfitość naturalnie barwionej wełny, która aż puszy się w dużym koszu.
Jakże cieszy mnie ten widok. Taka obfitość jest naprawdę dobra, prawdziwa i uczciwa.
Bo przecież każdy ma zasoby, jakieś talenty, z którymi może się dzielić. Oto czwórka szczęśliwców, którym przypadło po placku na głowę.
Moje reko butki. Szyte na miarę przez znajomego skórnika. Wzorowane na znalezisku z Opola, czyli opolanki dla Słowianki.
Inspiracji szukamy wokół nas. Oto kruche ciastka, które nazwaliśmy „gonty”.
Nie tylko chleb i placki. Ale też: kawa, przyprawy, zioła, sól, przetwory. Kocham nasz kram!
…i za chlebem. I tak oto chwyciliśmy szczęście ciepłem swoim rąk. I zaczęło się darzyć.
Cały czas wracam do zdjęć z Nocy Kupały. Do obrzędu ognia rozniecanego rękoma człowieka, do „świętego” żywiołu. Wracam… i pozostawiam tu.
Jerry i sprawa sznurka. Zresztą bardzo ważna.
Zaspakajaliśmy pragnienie wodą z ziołami i kwasem chlebowym, a głód zbożem, czyli chlebem. Kurz już opadł, po jakże pięknym i intensywnych dniach. Dzień Chleba przechodzi do historii.