Między dolną a górną częścią miasta widać spore różnice, ale tu też nam się podoba, więc wspinamy się wyżej… i wyżej. Odkrywamy prawdziwy urok Albanii.
Macedończyk pilnujący meczetu, woła nas z pobliskiej kawiarni „Te Caka” na szklaneczkę tureckiej herbaty. Idziemy, bo herbaty nigdy się nie odmawia. Było to bardzo ciepłe powitanie.
Ściany meczetu pokrywają bardzo bogate i drobiazgowe malowidła. Do złudzenia przypominają równo rozłożone karty do gry. Nie sposób nie zachwycić się tymi zdobieniami.
Po drodze odwiedzamy Kruševac a właściwie etno kafanę „Čarapanska meana”. Po długiej drodze jesteśmy głodni i potrzebujemy zasiąść do stołu nakrytego kratkowym obrusem.