Tag: wiklinaPage 1 of 4
Ania miała wolne, więc poszła na grzyby. Pamiętała, że bardzo lubię kanie, więc podarowała mi koszyczek białych kapeluszy. Życie bywa jak bajka. Czubajka.
Minęło pół roku. I znów czuję to samo… dokładnie to samo, że to był bardzo długi i bardzo pracowity, ale jednak niespieszny i cudowny czas. Słowem: pół roku…
Ręczny sposób zarabiania i formowania bochenków zapewnia bardzo puszysty miękisz po wypieku. A dla polepszenia smaku i zachowania wilgotności trzeba chleb porządnie wypiec. Skórka ma być przypieczona.
Dzień po dniu piękne przedmioty i piękni ludzie dbają o naszą naturalną potrzebę odniesienia się do wszystkiego, co nas przyciąga. Ku pięknu, które z natury rzeczy jest proste.
Szybko złapałam za aparat, aby z ułamka chwili uczynić coś nieprzemijającego. Kilka dni później zdjęcie „wędruje” na plakat wydarzenia „Lato Leśnych Ludzi”.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten kadr będzie początkiem czegoś nowego.
I jeszcze ta chwila. Tuż po wielkim i mocnym uścisku.
Lepinje tak gorące, że nawet spód koszyka jest ciepły. RADość – ogromna.
Kosz chleba z dobrą wolą. Z miłością moją.
A po sąsiedzku obfitość naturalnie barwionej wełny, która aż puszy się w dużym koszu.
Jakże cieszy mnie ten widok. Taka obfitość jest naprawdę dobra, prawdziwa i uczciwa.
…i za chlebem. I tak oto chwyciliśmy szczęście ciepłem swoim rąk. I zaczęło się darzyć.
Jeden koszyk i około 8 kilogramów chleba.
Sławię ten chleb i to miejsce. Sława!
Bez wahania kupujemy składany taborecik, który będzie z nami podróżował po Bałkanach i nie tylko.
Dopiero w Bośni i Hercegowinie możemy rozładować auto, czyli wypakować wszystkie tobołki.
Cały cud tego dnia. Widzisz? Przysiadł na bujaku. Szczęście.
Pewne rzeczy niosą pamięć i dają nam radość i łączność. Są w ciągłym spojrzeniu.
Tak więc w ostatnich dniach stycznia przyniosłam do domu pierwsze bazie. Jeszcze bardzo nieśmiałe, ale już są!
Słońce wpadło do domu i oświetliło każdy kąt. Dziś było ciepło. Tak miło i przyjemnie jakby już wiosna szła. I pierwsze ciepło ogrzało skutą ziemię i można było bez…
Nie było tu ani brzydkiej, ani niepotrzebne rzeczy. Cudowny, naturalny wybór i w ogóle wszystko takie urocze.
Cztery miesiące jak rok. Co czuję? Przeogrmną radość, spełnienie i wdzięczność za ten dar czasu. Za zupełnie nowe możliwości. Za życie tak bardzo inne, spokojne i dojrzałe. W…
Wełna i miód. Kolory, faktury, smaki i zapachy. Do tego jeszcze gra słońca. Jest ciepło, nawet bardzo. Najpiękniejszy wrzesień od dawien dawna.
Uwielbiam fotografować ten kącik. Ten nasz kram. DARzę miłością to miejsce.
Wietrzenie pościeli dla komfortu spania, a w oknie odbicie. Nachodzi mnie pewna myśl, że każdy ma swój Nowy York (uśmiech).
Prostota i swoboda w całej ich czystości. Rozglądam się dalej po tych moich ustawiankach podczas sprzątania i myślę sobie, że można tu szczęściem oddychać.
Wracam na swoje stoisko, ale do historii z Indianami jeszcze wrócę. Muszę zapisać pewne słowa, które wypowiedziane dały nowe brzmienie.
Kosz i kocyk. Równa się piknik.